Cmentarz, jak zwykle

Jarosław Kaczyński, oprócz wizyt u solidarnościowców Śniadka i Guzikiewicza, najlepiej czuje się na „cmentarzach” i na cmentarzach. „Cmentarze” to wszelkiego rodzaju rocznice poniesionych klęsk, nieszczęść i tragicznej historii Polski, a cmentarze to groby rozmaite. A to kolegów, a to znajomych, a to symbolicznych, jak Krakowskie Przedmieście. Choć nie bywa na grobach często, czuje się tam jak ryba w wodzie. Powaga, nadęcie, patos, symbolika…, w to mu graj.

Dziś jechał pociągiem do Gdańska. Po zwycięstwo jechał, a jak po zwycięstwo to oczywiście na cmentarz. I tym razem odwiedził na cmentarzu grub Anny Walentynowicz, legendy Solidarności, którą niektórzy radni Gdańska chcieli nawet wyświęcić.

Zdj. PAP/Andrzej Hrechorowicz

I tak się zastanawiam, czy ten człowiek potrafi się śmiać? Ale nie do swoich zagorzałych wyznawców, klaszczących i skandujących „Jarosław! Jarosław!”. Nie z kawału, dowcipu czy dokopując komuś lub kogoś poniżając, ale tak po prostu. Z ładnej pogody, z tego że żyje, z tego, że Polska jako tak się trzyma, po prostu z tego, z czego śmieją się, zadowoleni są zwykli ludzie.

Nie jestem pewien czy potrafi.

I tym razem nie mogło zabraknąć chociaż ziarenka nekrofilii wyborczej. Oczywiście nie mam nic do odwiedzania grobów, ale wiec (wyborczy), konferencja prasowa, po wizycie delegacji na cmentarzu, pod domem zmarłej… półtora roku temu(?)

Ciekawe czy zaczniemy w poniedziałek nowe życie w „cmentarnej” Rzeczypospolitej.  

Choć Kaczyński na cmentarzach nie bywa zbyt często, zawsze jest to „hit dnia”(czasem wielu dni), superważne dla Polski wydarzenie. Bo Jarosław Kaczyński to lubi.

andy lighter