Na posiedzeniu zarządu Platformy, sprawa ustawy o związkach partnerskich ma odegrać niepoślednią rolę. Tusk trwa przy swoim zdaniu, Gowin… nie bardzo wiadomo, ale Żałek, czy Godson już zdecydowanie przy swoim, zdecydowanie przeciwnym do zdania premiera.
Słuchałem dziś posłanki Joanny Kluzik-Rostkowskiej i aż przecierałem oczy ze zdziwienia. Ze zdziwienia, bo trafiła w samo sedno problemu, jaki mają ze sobą platformerscy konserwatyści. Ujęła to w sposób znakomity i pozwolę sobie zrobić „z niej” ściągawkę, bo moje zdanie jest identyczne, albo nawet dalej idące, ale jej wywód i tak bardzo mi pasuje.
Problem z Jarosławem Gowinem jest taki, że zajmuje się nie do końca tym, czym powinien zajmować się minister sprawiedliwości. Wg pani poseł (i wg mnie) ministrowi pomyliły się… role. Minister od sprawiedliwości jest (powinien być) od tego, żeby reformować, pilnować wymiar sprawiedliwości. Tymczasem pan minister Gowin rozstrzyga, co jest dobre, a co złe. Co jest zgodne z prawem, a co nie, co konstytucyjne, a co nie. Aż strach pomyśleć, co by było, gdyby pan Gowin był sędzią i rozstrzygał w sądach. Z takimi „sprecyzowanymi” poglądami, mielibyśmy Katotaliban, jak nic.
I drugie, kapitalne spostrzeżenie pani poseł, Kluzik-Rostkowskiej, które „wyjęła mi spod klawiatury”. Rzecz dotyczy zasłaniania się posłów konserwatywnych „wolnością sumienia”. Ich rozumienie „wolności sumienia sprowadza się do tego, że jako katolicy (chrześcijanie), usiłują narzucić zgodność ze swoim własnym sumieniem, całemu społeczeństwu.
Tymczasem kompletnie pomyliły im się rolę zgodności z własnym sumieniem z rolą „nawracania” niewiernych. Jak to świetnie określiła pani posłanka: sumienie (katolickie) posłów jest od tego, żeby pilnować, aby prawo nie ograniczało praw ludzi, mających podobne do nich przekonania, a nie od tego, żeby wprowadzać w kraju prawo kanoniczne”. Oni muszą wiedzieć i to uznać, że w tym kraju żyją nie tylko katolicy i nie tylko chrześcijanie. Tymczasem dzisiaj dbają nie tyle o to, aby „chronić” prawa katolików, ale aby je zwiększać, poszerzać, ograniczając nieznaczące dla nich samych (nie dotyczące ich) prawa, wolność i wolę „innych”, czyli nazwijmy rzecz po imieniu: „niewiernych”.
I jeśli nie dziwię się do końca Gowinowi, który z łatwością odnajdzie się (w razie czego) w PiS-ie, gdzie rozpływaniem się nad jego uczciwością, patriotyzmem i piewcą polskiej tradycji nie ma końca, albo Żałkowi, którego uważam za młodego, głośnego karierowicza, chcącego się kretyńsko wyróżnić w masie PO przez „pokazanie” swojej ortodoksji, to nie mogę pojąć postawy np. posła Johna Godsona.
John Godson, zanim podjął się działalności politycznej był pastorem Kościoła Zielonoświątkowców (chyba). Nie znam się, co prawda do końca na rozłamach i podziałach Kościoła Katolickiego, ale z tego co wiem Kościoły które z Rzymsko-Katolickiego kościoła się wyodrębniały, począwszy od Protestantów, poprzez Anglikanów, Baptystów, aż do nowszych, Zielonoświątkowców właśnie, czy Adwentystów Dnia Siódmego, odłączyły się z jednego powodu. Z powodu skostniałości, niereformowalności Kościoła Katolickiego. Tymczasem John Godson jawi się jako obrońca zgniłego, katolicyzmu watykańskiego. Na wskroś ortodoksyjnego, a nawet ekstremistycznego. I mam takie poczucie… „małego oszustwa”. Czy te kościoły odłączyły się od Rzymskiego Katolicyzmu dla swoich „nowocześniejszych” wiernych, czy dla własnej, przewodników – nauczycieli – pastorów pazerności. Po pośle Godsonie np. widać, że jest Rzymsko-Katolickim ekstremistą. Z jednym wyjątkiem: ma żonę i dzieci. Czyli, wszystko jest tak, jak mówi papież, tylko że… ja mam żonę.
Może by tak pastorze Godson nazwać w końcu rzeczy po imieniu?
Mało mnie obchodzi, co się stanie w Platformie, choć z racji „gierek i podchodów” wcale mi nie zależy, żeby była „przewodnią siłą narodu”. Zależy mi, żeby PiS nie doszedł do władzy, ale jeśli jedynym tego warunkiem ma być głosowanie na skłóconą, kompletnie nieposkładaną ideologicznie (tę wartość Platformy ze względu na różnorodność włóżmy między bajki – mieliśmy Kaczyńskiego z Lepperem, połączmy z nim Palikota – prawda, że się nie da?) partię, to ja przepraszam, ale niech idą gdzie indziej szukać frajerów.
andy lighter