Latać czy nie latać? Oto jest pytanie

Jak się dowiadujemy, po miesiącu(!), jedyna tutka, która ostała się polskim władzom, o mały włos nie rozbiła się podczas lotu szkoleniowego. I natychmiast pojawiło się, a raczej powróciło na nowo, niczym feniks z popiołów pytanie, czy polskie VIP-y powinny łatać na TU154M o numerze bocznym 102. Najgłupsze pytanie, jakie postwić może głupi pytający średniointeligentnego, średnio obserwującego ostatnie wydarzenia w naszym (i nie tylko) kraju obywatela.

Oto samolot, który wg niemal wszystkich fachowców zajmujących się lotnictwem w tym kraju i nie tylko, bezpieczny i nowoczesny w wersji dla naszych VIP-ów, nieomal się rozbił bo… plot (instruktor) zamknął kalpy podwozia przed jego schowaniem. A ja, głupi, nie usłyszałem czy pilot (instruktor) powinien latać, tylko czy VIP-y powinny latać. Cholera, u laryngologa dawno nie byłem… Nie wiem kto to był ten instruktor. Ile miał lat, od kiedy i ile latał, ale natychmiast po nieusłyszeniu pytania, czy pilot powinien latać, a po przesłyszeniu się, czy politycy powinni, przypomniała mi się „opcja zerowa” – Macierewicz, Kaczyńscy, Olszewski i inni zwolennicy opcji, którzy zdążyli wcielić ją w życie i zainfekować innych decydentów. Efekt: „Lotnicy z ruskich maszyn – won komuchy, ruscy agenci i szpiedzy!”. Nawet jeśli tylko ewentualni, trzeba było dmuchać na zimne. Odeszli więc prawdziwi fachowcy, gnębieni (czyt.: znakomicie, żmudnie uczeni), do prywatnych linii, zostawiając za sobą nieudaczników, ostałych się cudem przedemerytów, elementy z jakich powodów (?) inaczej traktowanych od powyższych kolegów i żółtodziobów. Takim sposobem mieliśmy czterdziestosześcioletnich generałów (Błasik), w dodatku przypinających trzy gwiazdki generalskie w ciągu trzech chyba lat: Geniusz wojenny „w czasie pokoju” innymi słowy. Zresztą nie on jeden.

Nie mogą mi się nie przypomną przy tej okazji czasy mojej młodości. Za komuny. Nigdy nie postrzegałem, tak jak i dziś nie postrzegam realiów życia w barwach czarno-białych, tak jak postrzega Kaczyński, Macierewicz czy Olszewski. Zawsze wylewanie całej „komuny jak leci” do ścieków wydawało odbierałem jako objaw skrajnej nieodpowiedzialności. Dowód: wszystko powyżej. Tak się składało, że mniej więcej połowę swojego życia zawodowego przećwiczyłem w komunie a połowę po niej. I tak się składa, ze nie widziałem specjalnej różnicy w pracowaniu. Stereotyp „czy się stoi czy się leży…” niekoniecznie, nie wszędzie był obowiązujący. Niemal notorycznie za komuny chodziłem bez premii za drobniejsze i mniej drobniejsze przewinienia. Jednak nie unikałem również oznak docenienia. To się opłacało w tych czasach. Świadomość, że jestem dobry w tym co robię, pozwalała mi z podniesioną głową, prosto w oczy patrzeć w oczy przełożonego oświadczającego mi (zresztą słusznie), że nie mam premii. A premia wtedy (to informacja dla młodzieży) w wypadku robotnika stanowiła kawał wypłaty. Duży kawał. Byliśmy więc na remisie: on mi zabierał premię, bo miał za co (nie byłem grzecznym chłopczykiem), ja, nawet bez premii dużo zarabiałem, ponieważ byłem świetnym fachowcem po pierwsze, i ponieważ zawsze, w trudnych chwilach, mógł na mnie liczyć. Moje blisko czterystugodzinne czasem miesięcznie wypruwanie flaków, nie brało się z mojego kaprysu, tylko z potrzeby. Wyższej potrzeby. Nie mojej, nie szefa, tylko ludzi, dla których świadczyliśmy pracę, sytuacji (np. pogody), „niedyspozycyjności innych” (dziś to się nazywa kontuzja goleni, czy jakoś tak po filipińsku), itp. Tak było za komuny. Nie tęsknię za nią, żeby nie było, ale pracując później, było (nie do wiary) gorzej.

Po transformacji, moi szefowie, wzajemne ograniczone zaufanie zamienili na brak zaufania. Ja też. Na moją „niegrzeczność”, przetransformowawszy się z pezetpeerowców na związkowców reagowali: „Jak ci się nie podoba to się zwolnij. Tam jest kolejka na twoje miejsce”. Ja pracowałem po sto osiemdziesiąt godzin, a telefon „w potrzebie” odbierała żona, jednak, co nietrudno zgadnąć, oni wygrali. Ale może dzieli temu miałem „szczęście” zobaczyć wojsko z bliska, jako cywilny pracownik dozoru technicznego. To już było w czasach „nowych mioteł”, a więc nowych porządków, wyrzucania „komuchów”, itd. Pracowałem tam krótko, bo jednostkę rozwiązało, ale doświadczeń i obserwacji nikt mi nie zabierze. To dwa światy: służba zasadnicza sobie i kadra sobie. Służba zasadnicza – fala w najprymitywniejszym i najostrzejszym wydaniu i kadra, skąpana w morzu alkoholu, wzajemnych podchodów, grup, grupek, … ech, przecież książkę by napisać. Spotykały się te dwa światy tylko w sytuacjach niezbędnych: porannych apeli, zbiórek, poligonów i… tyle.  

Po co o tym piszę? Po to, aby uzmysłowić, szczególnie młodszym, albo skażonym jak np. Macierewicz, że „opcja zerowa”, częściowo przeprowadzona, to kompletna bzdura, tak samo jak kompletną bzdurą były „nowe porządki”, nieoparte na żadnych wzorcach, byle „antykomuna” i będzie super.

Dobry pracownik za komuny, oznaczał pracownika „przećwiczonego” na różne warianty.  Wniosek: jestem pewien, że pilot doświadczony, „przegoniony” i mozolnie przećwiczony na ruskich tutkach, w mig poradziłby sobie, zorientował się i nauczył, rozmaitych boeingów czy innych embraerów. Gdyby wyszkolonego zaś dziś młodziaka na embraerze, posadzić na tutce, to by się zesrał!

Kiedyś Komorowski, jeszcze chyba jako minister, powiedział o polskich pilotach: „Polscy piloci potrafią latać nawet na drzwiach od stodoły”. Odrobinę się niestety pomylił.  Powinien powiedzieć, że Polscy piloci potrafią latać tylko na drzwiach od stodoły”.

Niech więc nasze VIP-y rzeczywiście nie latają tą tutką. Bynajmniej nie ze względu na ten samolot, ale na pilotów.

andy lighter

8 comments on “Latać czy nie latać? Oto jest pytanie

  1. Roman Strokosz pisze:

    Kilka tygodni temu ogladalem reporterski rajd rosyjskich dziennikarzy po wszystkich miejscach, gdzie mialy miejsce w ciagu minionych 2-ch lat katastrofy z udzialem TU-154M – LA.
    W kazdej sytuacji Komisja MAK okreslala, ze katatsrofa jest wina pilotow i niesprzyjajacych warnukow atmosferycznych.
    Dwa latat temu rejowy tuypolew leci z Workuty ( Rep.Komi do Samary na przeglad i remont. W trzy miesiace po powrocie do rejsowych lotow rozbija sie w Krasnodarskim kraju, ginie 27 osob 79 ocalalo z ciezkimi ranieniami.
    samoloto lecay z Kiszyniowa do Taszkientu pada w piec minuty po wzniesieniu w powietrze. Na szczescei ginie tylko zaloga, gdyz byl to lot ctypu Cargo. Samolot byl swiezo po remoncie w Samarze itd itp i wszystko schodzi sie ku temu ze zaklady naprawcze lotnictwa cywilnego w Samarze chyba cos partola. Na dzisiaj zaleca sie wstrzymac sie z lotami tymi samolotoami. Sprawa zajela sie prokuratorua Generalna federacji Rosji. Cos chyba w tym jest.
    Tupolew z numerem 102 tez jest swiezo po remoncie w Samarze i co ?.
    Uwazam nie latac. Oddalbym ten samolot do dokladnego zbadania w Instytucie lotnictwa – instytucja o charakterze sledczym w Houston -Stan Texas. Uzyskanie niezaleznej kespertyzy moze pozwolic na wyciagniecie innych wnioskow, w tym tych, ktore w pewnym stopniu wiazac sie moga z katastrofa smolenska.
    Nie latac, bo cos z ogona smierdzi – to jest moja sugestia.
    Na przestrzeni minionych 2 lat mialo miejsce 7 wlacznie awaryjnych ladowan i katastrof samolotpw TU-154M – LA. Wszystkie po przegladzie czy remoncie w Samarze a nie w Woronezu.

    • andy lighter pisze:

      Romanie
      Nowe samoloty są potrzebne, jak najbardziej. Jednak w przypadku naszej tutki, wszystko jest o.k. To nie jest jakas tam sobie zwykła tutka, tylko wypasiony, specjalnie, niepowtarzalnie samolot. Ktoś (świadek, czyy prokurator) przyznał, ze pilot zapomniał czegoś schować zanim os zamknął.

      Nie można Romanie rezygnow2ać, np. z jakiegoś tam auta, z tego powodu, ze kierowca jest durny. Trzeba zrezygnowac z kierowcy.

      Pozdrawiam 🙂

  2. Astrid pisze:

    Andy, jak ja nie lubię lotniczej tematyki! 😦
    Wymiotuję już Smoleńskiem, Tupolewem, lotami koszącymi, klapami podwozia i ogonami z których coś śmierdzi. Bleee… 😦

    Hejka, Andy. 🙂

  3. Miraska pisze:

    Witaj Andy, nie wolno mi się wypowiadać w sprawach, które poruszyłeś ze względów zawodowych. Jedno Ci chcę tylko przekazać – nieustanny szacunek za mądre i roztropne widzenie świata. Ciągle mnie zachwyca powiedzenie, że „z mądrym warto nawet zgubić”. Ściskam serdecznie 🙂

  4. romskey pisze:

    Czy wybaczona mi zostanie niekrypto reklama ?;)
    To ważny temat. Zapraszam i proszę o wybaczenie Gospodarza.

    http://romskey.wordpress.com/2011/03/26/jak-wycyckac-polakow-czytajcie-to/

Możliwość komentowania jest wyłączona.