Poseł Roman Kotliński z Ruchu Palikota zadał w sejmie pytanie: „Czemu ma służyć hołd i taka podległość wyrażana na arenie międzynarodowej”. Odpowiedzi udzielił Janusz Cisek, w imieniu MSZ. Odpowiedzi, która z pewnością nie zadawala pytającego i mnie również nie satysfakcjonuje.
Wasza Świątobliwość,
Z wielką radością pragnę przekazać Waszej Świątobliwości w imieniu Rządu Rzeczypospolitej Polskiej oraz moim własnym najszczersze gratulacje z okazji wyboru na Tron Piotrowy. Oby pełniona przez Waszą Świątobliwość posługa przyniosła wszystkim ludziom obfite owoce duchowe oraz przyczyniła się do pomnażania dobra, miłości i pokoju.
Pragnę jednocześnie zapewnić Ojca Świętego o woli i gotowości Polski do dalszego umacniania więzi i współpracy ze Stolicą Apostolską w obronie kultury chrześcijańskiej w Europie i na świecie.
Życzę Waszej Świątobliwości wytrwałości w pełnieniu misji kierowania Kościołem Powszechnym.
Donald Tusk
Premier RP
Napisał w depeszy premier Donald Tusk (podkreślenia moje). Z całym szacunkiem do premiera polskiego rządu – jeśli nie jest to wyrażenie podległości wasala, w stosunku do lennika, to co to jest? Tym bardziej, że nawet lenna nie ma, za to inwestytura, jak najbardziej. O jakim dalszym umacnianiu więzi mówi premier? O jakiej obronie? Czy to oznacza, że będziemy wysyłać wojsko (polskie, narodowe siły zbrojne) do Pakistanu, aby broniło kościołów palonych przez muzułmanów? Albo chrześcijan fałszywie oskarżanych przez mahometan o znieważanie islamu?
Rację ma Kotliński stwierdzając, że polski premier wysłał najbardziej „poddańczy”, może raczej „wazeliniarski” list spośród wszystkich innych przywódców państw europejskich i nie tylko europejskich. Cholera jasna, a gdzie racja stanu, ja się pytam? Gdzie ta, tak głośno obtrąbiana przez Donalda Tuska właśnie, silna pozycja Polski w Europie i na świecie?
To, że „dalsze umacnianie więzi i współpracy ze Stolicą Apostolską” naszego kraju trwa widzimy na co dzień. Widzimy jak rząd zamienia Fundusz Kościelny na… no właśnie na razie nie zamienia, a potem będzie odpis od wiernych. Widzimy, jak Polska nie ma absolutnie żadnej, najmniejszej nawet korzyści z konkordatu, natomiast Kościół czerpie zeń pełnymi garściami.
Tutaj warto się zatrzymać, bo „mamy do czynienia” z bezpardonowym atakiem na Kościół. Jak wygląda ten atak? Otóż tak, że Kościół, choć czerpie pełnymi garściami z budżetu i z całej masy przyznanych przywilejów, próbuje, z sukcesami, czerpać z przywilejów nieprzyznanych, sam sobie je przyznając. Wszelki sprzeciw wobec samoprzyznawania sobie przywilejów, definiuje się w Polsce, jako „Bezpardonowe ataki na Kościół”.
Premier, pod dyktando wiernych synów Kościoła w osobie Gowina i jego popleczników zrezygnował z wysiłków usankcjonowania związków partnerskich, uznając, co jest wierutnym kłamstwem niezgodność projektów z konstytucją. Nie trzeba być konstytucjonalistą (wystarczy znać gramatykę języka polskiego), żeby to dostrzec. Zawarcie bowiem w zdaniu rzeczowników, podmiotów poprzedzielanych przecinkami oznacza ich wyliczanie, zbiór, a nie wzajemną tożsamość – równoznaczność. Nie chce mi się już nawet o krzyżach w sejmie, urzędach i szkołach (niedługo pewnie w autobusach i tramwajach będą), itd.
Czy w obliczu takich działań i takiego listu mogę przytaknąć słowom Janusza Ciska, stwierdzającego, że „Nie ma żadnych elementów poddaństwa, hołdu, ani tym bardziej potoków wazeliny” w liście, a co gorsza, w działaniu polskiego rządu? Nie mogę. Czarę goryczy przepełniają znamienne słowa Donalda Tuska w wywiadzie dla Gazety Wyborczej: „Nie jestem pupilem Kościoła, ale nigdy nie dam się namówić na wojnę z Kościołem”. O jakiej wojnie mówi premier? Bóg raczy wiedzieć. Czy rozdzielenie Kościoła od państwa oznacza wojnę? Dla społeczeństwa racjonalnie myślącego, chyba nie, dla Kościoła, jak najbardziej. W oczywisty więc sposób Donald Tusk, premier, staje po stronie Kościoła, staje jako słabszy wobec silniejszego, jako wasal wobec lennika. Czasem tylko, dla niepoznaki „miarkuje” jakieś „negocjacje”, np. w sprawie Komisji Majątkowej i odpisu 0,3. Kościół, jak zwykle, zrobił (uzyskał) swoje, ale… rząd negocjował.
Gdyby tylko zastosować rzetelnie zapisy zawarte w Konkordacie, Kościół w Polsce musiałby zrezygnować z połowy przywilejów, jakie sobie przyznał, przy milczącej zgodzie władz, już po Konkordatu wprowadzeniu.
Inną sprawą jest zachowanie pary prezydenckiej podczas pobytu w Watykanie z oficjalną wizytą państwową. Wizyta jak najbardziej na miejscu, ale…, to, co pokazała pani prezydentowa, oficjalna przedstawicielka państwa polskiego, urąga wszelkiej godności. Zachowywała się jak kierowca pod wpływem, złapany przez patrol drogówki, chcący obłaskawić, udobruchać „pana władzę”. Oficjalny przedstawiciel najwyższej władzy wielkiego, europejskiego państwa tak się zachowywać nie ma prawa. Bo to urąga godności tego państwa obywateli. W czasie prywatnej wizyty, albo podczas prywatnej audiencji może się zachowywać jak chce, chociaż też nie powinna, bo żoną prezydenta państwa jest przez całą dobę.
Ciekawe w ilu krajach Europy, w dziele tworzenia konstytucji brał walny udział Kościół. Brał udział wpływając, czasem bezwzględnie, na tej konstytucji kształt. Sądzę, że to jest możliwe tylko w Polsce, może w Irlandii, nie wiem i na Cyprze, gdzie pierwszym prezydentem był biskup Makarios. Ten święty Kościół z łatwością to robił, bo zawsze miał bata na władzę – szantaż. Iście katolicką cechę. Wszak słowa „Oddajcie tedy, co jest cesarskiego, cesarzowi, a co jest bożego Bogu”, nie wypowiedział Jezus do chciwych faryzeuszy, tylko frajer jakiś, palant, rzucił sobie z głupoty. A nasi (i nie tylko nasi) duchowni palantów nie słuchają.
W obliczu takich działań premiera Tuska, prezydenta i w ogóle władz, nie ma się co łudzić, że dożyjemy kiedyś czasów świeckiego państwa. Tusk i Komorowski to nie Piłsudski, nie rząd II RP, który z Kościołem poradził sobie, choć społeczeństwo było znacznie bardziej religijne niż dziś.
andy lighter