Przegrane pokolenie i „Czasy się zmieniły”

Jak czytam tekst Bartqa24: Przegrane pokolenie,  Romskey’a, który :  ten tekst propaguje, czy wreszcie Michała Zgutka:  o tym samym, to wszystko się we mnie gotuje.

Czasy bowiem zupełnie się zmieniły. Ale tak jak inne nasze narodowe cechy, np. uwielbienie martyrologii narodu, się nie zmieniły, tak szczególnie nie zmieniło się utyskiwanie na szczególnie złe traktowanie, nie troszczenie się i zostawienie samym sobie, różnych grup wiekowych, albo zawodowych, naszych rodaków.  Oto wg Bartqa, właśnie jego pokolenie ma najgorzej. Bo starsi się zdążyli jeszcze załapać na początku transformacji, a oni już nie. I bez znajomości, ani rusz i człowiek kończy studia i nie ma pracy i się marnuje i państwo o nim nie myśli tylko o tych starszych. Boże!!! Nie mogę tego czytać. Niech Bartek i Romskey i Michał idą na uczelnie posłuchac panów profesorów, to się dowiedzą, że najbardziej niedowartościowani są w tym kraju naukowcy. Nich idą na komisariat, to posłuchają, jak to policja i służby mundurowe są są kompletnie ignorowane przez rząd i poprzednie rządy. Niech idą do szkół, posłuchać nauczycieli, do szpitali, nasłuchać się lekarzy i pielęgniarek, na pole rolnika, dowiedzieć się, kto w tym kraju jest najbardziej wykorzystywany. Niech pójdą do apteki i zobaczą emerytów i rencistów, którzy podając receptę pytają najpierw „Ile to będzie kosztowało”, po czym odchodząc wkładając do siatek jedną, czy dwie pozycje z lity przepisanych specyfików (wiem, bo sam tak robię), itd., itd., itd…

Najbardziej na świecie nie cierpię demagogii. A te teksty (szczególnie tekst Bartqa24, którego zresztą lubię czytać i często się z nim zgadzam), bo pozostałe to jedynie wyrazy poparcia i rozpropagowanie, to czysta demagogia. Często czytam w internecie pełne żalu teksty absolwentów wyższych uczelni, którzy to po dwóch fakultetach, ze znajomością trzech języków, nie może znaleźć pracy i zupełnie nie wie, co ma ze sobą zrobić. Jak czytam takie coś, to myślę: „Człowieku, ja ty zrobiłeś te fakultety? Przecież jesteś kompletnym idiotą!”. I to wcale nie jest takie głupie, wiadomo bowiem, że dziś zrobienie studiów jest tym, czym jakiś czas temu, ukończenie miernego technikum. Jak można ocenić człowieka, który po szesnastu i więcej latach nauki nie potrafi zadbać o swój byt? Tylko mi nie mówcie, ze nie uczą w szkole jak znaleźć się na rynku pracy. Tyc „co się jeszcze zdążyli załapać” też nie uczyli, i mnie też nie. Nie znam takiego kraju (nie słyszałem o takim), gdzie każdy absolwent określonego kierunku czy to studiów, czy innej szkoły, ma zagwarantowaną pracę w swoim zawodzie. Śmiem twierdzić, że poza pewnymi wyjątkami (np.. lekarzy, żołnierzy), stosunkowo rzadko bywa tak, żeby dostać pracę w swoim zawodzie.

Owe narzekające, sfrustrowane pokolenie młodych, wykształconych (90 % z nich to historycy, prawnicy, psycholodzy, filolodzy, filozofowie i co tam jeszcze bardziej „nieprzydatnego”), nie jest zbyt „pracowite” w szukaniu pracy, za to wymagania ma (wg mnie) ostro „wypasione”. Szukają pracy na sąsiedniej ulicy, w sąsiedniej dzielnicy, itp. Rzadziej w innym powiecie, o województwie odległym o 600 km już nie wspomnę.

I tak się zastanawiam, co ci ludzie myślą, kiedy słyszą w telewizji hasło: „Tu się spełnia amerykański sen”, oglądając programy o Stanach Zjednoczonych. Myślą oczywiście o wyjeździe. Ale żaden się nie wysili, żeby pomyśleć o twórcach „Atlasa”, „Naszej-Klasy”, czy wielu, wielu innych biznesów, mniej znanych, ale bardzo udanych. Im się tu, w Polsce spełnił „polski sen”. Ale żeby tak się stało, trzeba spełnić parę warunków (ooo, już piszę o warunkach, a to świnia ze mnie. A bez warunków to nie łaska?) W psychologii jest taki slogan: „Jeśli chcesz coś zrobić, zrób to. Przestań gadać i zrób to!”. Bo zacząć trzeba od tego, ze od samego gadania nic się jeszcze samo nie zrobiło.

Że są straszne trudności, żeby założyć własną firmę? Bo biurokracja, i pieniądze, itp. Ano, to prawda. Ale może zamiast przez miesiąc siedzieć przed komputerem i pisać użalające artykuły notki w blogach, poświęcić ten czas na przebrnięcie przez biurokrację? Może zamiast płakać, ze nie ma pieniędzy na działalność, rozglądać się nad ich pozyskaniem? Może zacząć od czegoś malutkiego? Nie od razu przecież Kraków zbudowano. Jest tylko jeden warunek, ale za to warunek konieczny: rusz głową i… dupę i zacznij działać. Reszta wtedy zmieni się w warunki wystarczające. O różnicy tych dwóch warunków młodzi mogą nie wiedzieć, jako matematyczni analfabeci, ale to już nie mój problem – to tak na marginesie. Trzeba mieć marzenia, młodzi je mają. Trzeba chcieć je spełnić, a to już dla naszej młodzieży kosmos. I tu jest pies pogrzebany. Tego niestety nikt nie nauczy. To się albo ma, albo nie, ale można to posiąść, przez determinację, pracę nad charakterem, naukę, czy wreszcie, najzwyczajniejsze w świecie „zdrowe myślenie”.

Tak więc młodzi, zamiast myśleć o „polskim Egipcie” na ulicach, weźcie kartkę papieru, zastanówcie się nad sobą i zacznijcie WRESZCIE coś robić.

30 comments on “Przegrane pokolenie i „Czasy się zmieniły”

  1. Smok Wawelski pisze:

    No coz Andy, mnie tez batreq tym tekstem zdolowal. 30 lat temu nawet snic nie mozna bylo o takich mozliwosciach jakie sa teraz. I tyle.

  2. barteq24 pisze:

    Też Cię lubię czytać :-). Jest bardzo wiele prawdy w tym co piszesz, co nie zmienia faktu, że pisałem szczerze. Wszystkim najbardziej utkwił w pamięci ten tekst o tym starszym pokoleniu. Ja osobiście zazdroszczę im tych szans które mieli, ale nie nawołuję przecież do zabierania im stanowisk. Może jestem trochę demagogiem, ale wierzę, że coś się kiedyś musi zmienić, że lepsza przyszłość to nie tylko emigracja.
    pozdrawiam 🙂
    b24

    • andy lighter pisze:

      Bartqu
      Ja jestem przekonany, ze lepsza przyszłośc to tylko tutaj, a nie tam. Pamiętaj, stare „mądrości ludowe” nie biorą się znikąd. Np. takie powiedzenie: „Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma”. A co starsi, wierz mi, wcale nie mieli łatwiej. Do pracy najłatwiej „łapali się”, tak jak dziś, i tak jak za komuny, siostrzeńcy, szwagrowie i inne pocioty, albo znajomi „po plecach”. Oni mieli entuzjazm, który w Was już nie płonie.

  3. cenobita pisze:

    Andy, obawiam się, że walczysz z wiatrakami, logika i przykłady niczego nie zmienią, te „ofiary losu” nie są ofiarami losu.
    Szkoda czasu, to jest albo zwykła głupota albo propaganda.
    Jest jeszcze opcja że jedno i drugie.

    • andy lighter pisze:

      Pewno coś w tym jest Cenobito, ale nóż mi się w kieszeni otwiera, kiedy czytam takie rzeczy i… rzeczywiście ponoszą mnie emocje. Wierzę jednak, ze parę osób to przeczyta. Mała to, ale jednak próba przeciwwagi, choćby dla Romskeya. MOgę zrozumieć młodego Bartqa, ale Romskeya „hura” na temat, nie pojmuję.

      • cenobita pisze:

        Im bliżej wyborów i wraz ze wzrostem aktywności ruchu poparcia Palikota tym będzie więcej takich tekstów.

        • andy lighter pisze:

          Chyba wiem „co kombinujesz” Cenobito. Też mi chodzi taki „powód” po głowie, ale próbuję nie wierzyć, że jest tak, jak myślisz :-\

          • romskey pisze:

            Zaproście jeszcze Jarka do tych pogaduch;) On lubi spiski.

            • andy lighter pisze:

              Nie idzie o spiski Romskeyu. Wiele Twoich tekstów ma okresloną wymowę, specjalnie tego nie kryjesz. A słyszałem JP, mówiącego o ty, o czym jest notka Bartqa. Jeśli więc nawet nie miałes takich intencji, nie dziw się, ze mamy skojarzenia. Pewne „tory myślenia” przypisujemy pewnym opocjom politycznym. Ty też chętnie używasz: „No, to zaraz piszewia… to i tamto”. I jakoś nie masz z tym problemu. Tekst Bartqa, a szczególnie Twoja promocja, doskonale wpisuje się w rzyganie Palikota na drzwi, które niedawno sam za sobą zamknął, a gdy mieszkał po ich drugiej stronie, bronił go jak niepodległości.

  4. Witaj Andy,
    na wstępie wybacz, że odnoszę się do tekstu jedynie, przynajmniej dziś, w komentarzu.

    Podobnie jak Barteq24 uściślał pewną kwestię u Romskeya – tak ja pozwolę sobie u Ciebie 🙂
    Andy – pisząc swój tekst odstawiłem na bok osobników, którzy oczekują od życia czegokolwiek, niczego jednocześnie od siebie nie dając, bądź niczego nie robiąc. Dwudziestoparolatkowie, którym poświęciłem tekst, to nie ciamajdy wypuszczone spod mamusinej spódnicy, które w razie potrzeby pod spódnicę wrócą. To ludzie, którzy właśnie mimo fakultetów, o których wspominasz, i wielu starań – pracy w zawodzie (a na pewno na godziwych warunkach) znaleźć nie mogą.

    To ludzie, którzy stali się elementem błędnego koła po części odpowiadającego za zubożenie takich wartości jak choćby wykształcenie. Bo w pewnym stopniu, z czego zdaję sobie sprawę, wina leży też po ich stronie. Ale nijak ma się to do wpajanego od dziecka obrazu rzeczywistości, który miał być nagrodą za wytężoną pracę.

    Ten obraz, na tle którego wiele i wielu z nas chciałoby założyć rodziny, okazuje się w rzeczywistości jedynie marnym szkicem.

    Wielkie dzięki za ciekawą polemikę.
    Pozdrawiam!

    • andy lighter pisze:

      Michale
      Zdaję sobie sprawę, ze wielu nie może znaleźć pracy w zawodzie. Ale… po pierwsze, skoro tak jest, to może trzeba/można/warto znaleźć inne zajęcie. Być może na razie, być może okaże się nawet lepsze od zawodu.
      Jest jeszcze jedna kwestia, bardzo ważna. Kierunki wykształcenia. Nie obraź się, ale dzisiaj młodzież jest… ciśnie mi się tu obraźliwe określenie, ale nie dlatego, ze chcę ich obrazić, tylko dlatego, zeby „zobrazować ich schematy myślenia/działania”, a więc nie chodzi mi o upokorzenie kogokolwiek.
      Otóż kierunki studiów to trendy mody. Swojego czasu „zarządzanie i marketing” studiował co drugi (no, może co trzeci) student w Polsce. Pozostała częśc zaś studiowała historię, filologię polską, psychologię i trochę prawo. Sam pomyśl, jak dla tej rzeszy ludzi znaleźc pracę w zawodzie (równie ważne jest to, na co niewielu zwraca uwagę), ze są to zawody „budżetówki”, ogromna częsć z nich nie przysparza nam dobrobytu.
      Kiedy likwidowali matematykę na maturach, byłem niemal pewien, ze nie minie wiele czasu, kiedy w ogóle w szkole przestanie obowiąywac jako przedmnoit obowiązkowy, i zamieni się z tym miejscami z religią. Dzięki bogu ta się nie stało, ale na inżynierów przyjdzie nam jeszcze długo poczekać.
      Swoją drogą sam pomyśl: jesli absolwent marketingu i zarządzania nie mógł znaleźć pracy (a było takich całkiem sporo), to coś tu nie gra, albo z edukacją na kierunku, albo z edukowanym na kierunku. Bo tam nie uczą niczego innego niż kkreatywności i przedsiębiorczości.

      Pozdrawiam serdecznie 🙂

  5. kika_7 pisze:

    Kazde pokolenie na swoj sposob jest stracone. Ja naleze do tego, ktore zdazylo ukonczyc szkoly w PRLu. Teraz, z perspektywy czasu zazdroszcze dzisiejszym 20-30-latkom. Mam wrazenie, ze nie do konca zdaja sobie sprawe w mozliwosci, jakie sa im dane. Wiem, ze nie nalezy budowac swojego dobrego samopoczucia na tezie, ze gdzies jest gorzej, albo ze 30 lat bylo tak czy inaczej. Wydaje mi sie jednak, ze wspolczesni mlodzi sa o wiele bardziej roszczeniowi od tych z mojego pokolenia. Wiele rzeczy przychodzi im latwo. Mylisz sie Andy, mlodzi nie maja marzen. Maja aspiracje i wymagania, czesto nieadekwatne to swoich mozliwosci.
    @barteq – nie masz czego zazdroscic. Nie wszyscy sie zalapali do pociagu transformacji. Wielu zostalo na peronie i tkwi tam do tej pory drzac o zachowanie posady, o ile ja jeszcze ma. To jest dopiero stracone pokolenie, ktore wyroslo, wychowalo sie i weszlo w dorosle zycie w okreslonych warunkach i nagle ich zycie zostalo postawione na glowie. I wielu sie w tej nowej rzeczywistosci nie potrafilo odnalezc. Przyklad? Popegeerowskie wsie.

    • andy lighter pisze:

      Kiko
      Masz absolutną rację.
      Napisałem o marzeniach młodych ludzi, choć wiem, ze3 oni ich nie mają. ALE WŁŚNIE POWINNI MIEĆ. Aspiracje powinny prtzyjść po tym, kiedy zaczną się spełniać marzenia.
      Zdecydowanie Kiko, młode pokolenie nie docenia tego, co ma, przede wszystkim możliwości. My nie potrafiliśmy nawet marzyć o takich, jakie oni maą dzisiaj. Nie potrafiliśmy, bo nie wiedzieliśmy, że takie w ogóle są.

    • barteq24 pisze:

      O polskiej wsi i tym jak ciężko się z niej wyrwać też warto było by w Polsce zacząć rozmawiać. Ja zresztą nie dawno napisałem taki wpis o takiej właśnie wsi. Niby nie daleko od wielkich miast, a życie tam musi być strasznie ciężkie. Tu się zgadzamy 🙂

  6. Roman Strokosz pisze:

    Ale ten Barteq24 narobil!. wlozyl kij w mrowisko. ale z drugiej strony dobrze, bo ilez mozna gadac o smolensku, Tusku sondazach i innych bzdetach?

    • andy lighter pisze:

      W pewnym sensie dobrze Romanie. Jednak, zeby to chociaż odrobinę przyniosło efektu, byłoby jeszcze lepiej.

      Witam i pozdrawiam 🙂

  7. Missjonash pisze:

    No popatrz Andy też miałam podobne odczucia gdy czytałam te teksty. Chociaż nie jestem bez winy, bo sama taki narzekający tekst kiedyś zamieściłam. Co prawda nie narzekałam jako młode, stracone pokolenie ale zawsze. Z jednym się tylko nie zgadzam: psychologowie są potrzebni, a a czasem będą coraz potrzebniejsi różnym grupom frustratów. No i wiesz co? już kilka razy zdarzyło mi sie załować, że nie poszłam na matematykę, co zamierzałam zrobić po maturze.

    • andy lighter pisze:

      Missjonash
      Psychologowie, i dziennikarze i historycy też będą potrzebni. Ale w rozsądnej liczbie.
      Jesteśmy Missjonash od tego, aby pisać „narzekające teksty”> Ja jednak piszę takie teksty o sprawach, na które nie mam wpływu sam, gdzie jestem ewidentnie oszukiwany, gdzie dzieje się źle, itd. Pisanie tekstu o tym, że jest mi źle, a ja siedzę i nic nie robię, to już jest… przesada.

      Pozdrawiam 🙂

      • Missjonash pisze:

        No fakt Andy, ja pisałam, że siedzę i robię :P. Pozdrawiam Cię serdecznie:)

  8. Astrid pisze:

    Andy, nieśmiało zerkam na Twój blog. Mam nadzieję, że się nie obraziłeś na blog Romskey’a z powodu ciężkiego dowcipu paru gości z nadmiarem testosteronu?
    Pozdrawiam

    • andy lighter pisze:

      Nie obraziłem się Astrid, ale na obelgi i poniżanie wystawiac się nie myślę.

      A za odwiedziny dziękuję (dlaczego nieśmiało?) i zapraszam częściej. Nie obrażam nikogo za jego poglądy, choć czasem „mam ostre pióro”, kiedy sytuacja staje się gorąca. Zawsze, jesli nawet ostre, są to jednak argumenty, a nie impertynencje.

      Serdecznie pozdrawiam 🙂

  9. Astrid pisze:

    Pewnie, że będę tu zagladać, bo lubię czytać dobre teksty po mojej „linii partyjnej”. Może czasem wrzucę swoje trzy grosze, ale prawdę powiedziawszy, nie bardzo umiem ubrać w słowa wszystko, co pomyśli głowa, nie mam łatwości pisania i trochę cierpię z tego powodu. Ale się nasłuchałam na blogu Romskey’a różnej krytyki, a ja naprawdę nie jestem roszczeniowa, tu tylko chodzi o potrzebne reformy i inne rozplanowanie publicznego pieniądza, najbardziej mnie drażni KK.

    • andy lighter pisze:

      Mnie też drażni KK, sporo o tym zresztą pisałęm i pisuję co i rusz.
      Astrid, pisz jak potrafisz, to nie konkurs literacki, tym bardziej jeśli dzie o komentatorów.
      A Twoje postulaty są słuszne, tylko kto to ma zrobić. I najważniejsze: skąd wziąć na to pieniądze. Wbrew pozorom zmiany kosztują, bo to przecież nie tylko jakiś dodatkowy paragraf. Niegdy nie będzie dobrze, atym bardziej w dobie kryzysu trudno jest wdrażać jakieś nowe programy (zresztą, trzeba je najpierw mieć, a ten rząd… niekoniecznie je ma).
      Nie dalej jak wczoraj pisałem w którymś z komentarzy o roszczeniach różnych grup, np. górników. A dziś? Proszę: protest górników jak na zawolanie.

      Pozdrawiam 🙂

  10. Padre pisze:

    Przeczytałem dyskusję u Romskey’ego, przeczytałem u Ciebie, Andy (tu i tam) i stwierdziłem że chyba wpadłem w środek realizacji filmowej znanego żydowskiego dowcipu. Tego z pointą: „Icek, ty mnie daj wreszcie szansę, ty zagraj na tej loterii”
    Państwo powinno pomagać i zachęcać obywateli bo to leży w jego interesie; więcej pracujących oznacza więcej wpływów z podatków. To sa pieniądze dobrze zainwestowane. I zgodzę się, że w Polsce sporo rzeczy pozostawia do życzenia. Ale jak czytam wynurzenia jak to nam jest źle, i jakby nie ci wredni czterdziestolatkowie co zabrali miejsca pracy tobyśmy zarabiali dziś krocie a firmy by się o nas zabijały. No, jakby nie te góry toby Szwajcaria była pięknym, płaskim krajem. I dlatego zgadzam się z Gospodarzem, że zamiast jęczeć lepiej zabrać się za szukanie i to w promieniu większym niż sąsiednie miasteczko. Chyba, że zrobiło się magistra zarządzania w Wyższej Szkole Lansu i Baunsu bo trza było się przed wojskiem kryć, to sorry Winnetou, no bonus.

    I przy okazji pozdrawiam Gospodarza na nowym miejscu.

    • andy lighter pisze:

      Dzięki Padre za wsparcie.
      To jest jasne, ze wiele, a nawet więcej niż wiele, spraw pozostawia sporo do życzenia. Ale jasne jest dla mnie to, że nikt w żadnym kraju do łóżka absolwentow pracy nie przyniesie. No, chyba, że będzie Einsztainem. Jakość, a przede wszystkim wybór kierusków studiów to temat rzeka. Kompletnie nie pojmuję czy taki młokos się kieruje wybierając te, a nie inne studia (poza stopniem trudności, bo to zdaje się najbardziej racjonalne wytłumaczenie – byle łatwiej, byle mieć papier).

      Pozdrawiam i zapraszam znów:-)

  11. Padre pisze:

    Proszę Cię bardzo, masz za darmo 😀

    To już zaczęło żyć własnym życiem, ot szwagierka od ładnych paru lat pracująca jako sekretarka w pewnym liceum dostała propozycję nie do odrzucenia. Albo zrobi licencjat albo może sobie iść, bo przyszło zarządzenie że na jej stanowisko technikum to za mało. Paranoja jakaś, zaczyna się ziszczać wizja Zajdla, gdzie do prowadzenia tramwaju potrzebny był doktorat?

    Twój nowy blog już w bookmarku, a co.

    • andy lighter pisze:

      No tak… wysyp absolwentów robi swoje. Tak jak wspomniałem, dziś zrobić studia, to jak kiedyś podrzędne technikum.
      I to własnie takie „Bartqi”, ze swoimi „dyplomami” stanowią zagrożenie dla starszych, a nie odwrotnie.

      Dzięki Padre 🙂

  12. Padre pisze:

    W moim ostatnim wpisie powinno być „bratowa” a nie „szwagierka”. O czym ja myślałem pisząc to, psia…

    Trochę przesadziłeś, nie zagrożenie a konkurencja, i bardzo dobrze. Zresztą dla mnie raczej żadne, poza szansą na dostanie szefa tłumoka 😉

    Pozdrawia Padre, chemik polimeryk, jakby co 😉

Możliwość komentowania jest wyłączona.