Odpowiedzialność, czyli „to nie ja”

„Odpowiedzialność” to bardzo dziwne słowo jest. Każdy widzi konieczność odpowiedzialności i denerwuje go jej brak, wszędzie wokół. Wszędzie wokół, swoją osobę – swoją szkołę, pracę, swoje środowisko, rodzinę, itd., od odpowiedzialności zwalniając.

„Minister powinien być odpowiedzialny za swój resort” – wołają dziennikarze, media, związki zawodowe itd. „Rodzice muszą być odpowiedzialni za swoje dzieci” – wołają ci sami, przy innej okazji. „Dziennikarze muszą być odpowiedzialni za to, co piszą i mówią”. Ile razy słyszeliśmy jednych, nakazującym innym poczucie odpowiedzialności? Ja słyszę to na okrągło. Tymczasem…

„Nie mam sobie nic do zarzucenia” – stwierdza komornik, który ściągnął kasę od kobiety w Sochaczewie, która wyszła mu w wyniku losowania (chyba) „na chybił trafił”. Ot, rzucił monetą, orzeł – pani numer jeden, reszka – pani numer dwa. Pretensje więc do orła i reszki, a nie do komornika. Bo wszystko było „nie wbrew przepisom”. To wina przepisów, a nie komornika, bo w przepisach nie było napisane, że ma sprawdzić numer pesel, imiona rodziców, czy datę urodzenia tej pani, tylko, że ma mieć nazwisko i imię „do ściągnięcia kasy”. A jak jest więcej takich imion i nazwisk? Tym gorzej dla nich (tych imion i nazwisk). Można losować. Co prawda w przepisach nie tylko nie ma nic o pesel, ale nie ma też nic o rzucie monetą. Nie bądźmy jednak drobiazgowi, przecież to się rozumie samo przez się (że ma być ten rzut monetą).

Mija właśnie rocznica któraś od „katastrofy” CASY pod Mirosławcem. Niemal całe dowództwo Pollskich Sił Powietrznych włazi do jednego samolotu, tuż po wymyślaniu procedur nad zwiększeniem bezpieczeństwa lotów. Czyli bierze w ręce chłop odbezpieczony granat, tuż po udziale w debacie na temat: „Nie wolno brać do rąk odbezpieczonego granata”. Ale… chwila, chwila. Nie było przepisów, że nie mają razem latać. Czyli wszystko było „nie wbrew przepisom”. Pewnie coś tam wymyślili i nawet zaplanowali takie procedury, ale przecież jeszcze trzeba napisać, do ministra wysłać, zatwierdzić, wdrożyć w życie od pierwszego stycznia, przyszłego roku… Więc pod Mirosławcem jeszcze niebezpiecznie nie było, bo przepisy (jeszcze) nie mówiły, że jest niebezpiecznie. A skoro było bezpiecznie, to były pośmiertne ordery, awanse i odszkodowania za straty moralne dla rodzin „wybitnych przedstawicieli polskiej armii”. I nikomu nie przyjdzie na myśl sprostowanie treści napisu na pamiątkowej tablicy. Z „… Pokonani nie w walce, lecz przez los”, na „… Pokonani nie w walce, lecz przez własną nieodpowiedzialność”. Podobnie rzecz się ma do Smoleńska, ale to już pominę, bo już internet nawet ma oznaki przepełnienia tymi oczywistościami.

Że trzynastomiesięczne dziecko zmarło w Białym Stoku to też oczywiście nie wina lekarzy. Przecież w kontrakcie szpitala z NFZ-em  nie było wyraźnie napisane, że mają ratować życie małego Bolka. A badania kosztują i kto im za to zapłaci? Może nie zapłaci i co wtedy? Przecież lekarze pewnie zarządzają podwyżki, to z czego… ?

O odpowiedzialności polityków też napisano „dziesięć Internetów”, albo więcej. „Kaczyński, Ziobro pod Trybunał Stanu? Przecież politycy ponosza odpowiedzialność polityczną! W wyborach! A oni ponieśli, bo jeden nie został ponownie premierem, a drugi ministrem! I to jest odpowiednia dotkliwa kara!”.

Dziennikarze o odpowiedzialności mówią i piszą najwięcej. Ale nie daj Bóg, zarzucić im nierzetelność kłamstwo, albo jakieś bezpodstawne oskarżenia. Wolność słowa, przekonań i prawo prasowe, natychmiast się kłania, razem z oskarżeniami krytyków o tego prawa nieznajomość. Jak ktoś ma cierpliwość i pieniądze, to wygra w sądzie „przeprosiny” gazety, na czwartej stronie od końca, między ogłoszeniami „matrymonialne” i „drobne naprawy i remonty”.

W Polsce „odpowiedzialność” jest bardzo ważną wartością. Tyle że odpowiedzialność obywateli, wobec instytucji państwowych i usługowych. Odpowiedzialność w drugą stronę, jest praktycznie incydentalna. Tak rzadka, trudna do wyegzekwowania i niezauważalna jak kometa na niebie przy pełnym zachmurzeniu. A sprzyja temu prawo.

Kretyński, haniebny wyrok sądu? „Proszę się zgłosić do rzecznika prasowego! Proszę wyjść, bo wezwę ochronę!” – słyszy dziennikarz od „niesprawiedliwego” sędziego. „Nie mam ochoty z panem rozmawiać na ten temat!” – słyszy od komornika, po losowaniu „na chybił trafił” dłużnika. Itp. Dopóki durnie i nieuczciwcy będą mieli prawo nie stanąć przed społeczeństwem oko w oko, dopóty ich „odpowiedzialność” będzie pustym słowem. Nic bowiem bardziej nie działa na morale urzędnika, przedsiębiorcy, czy usługodawcy niż „spotkanie ze społeczeństwem”. Taki sędzia, będąc świadomy, że po wydaniu idiotycznego wyroku, lekarz, po nieudzieleniu pomocy, czy komornik po zabraniu pieniędzy przypadkowej osobie, będzie zdawał sobie sprawę po nienależytym wykonaniu swojej dobrze płatnej pracy, w najlepszym razie skończy zapadając się pod ziemię ze wstydu. Zapadając się z imieniem, nazwiskiem, pełnioną funkcją i majątkiem. Jestem przekonany, że to by działało  o niebo skuteczniej, niż cholernie drogie i mało efektywne CBA, np.

Nieodpowiedzialne też są wymagania pracodawców, poszukujących pracowników. I nieuczciwe, typu: „Wykształcenie wyższe”. „Pięć lat praktyki zawodowej”. Nieuczciwe, bo przecież wystarczy sprawnie czytać. Jak jest sę takim komornikiem, np., wystarczy położyć segregator na biurko i czytać w nim przepisy. Jeśli nie zrobi się niczego, co nie jest w tym segregatorze napisane, to znaczy, ze nie zrobi się niczego, co jest niezgodne z prawem. Przecież to proste. Więc te wymagania, np. wykształcenia są durne. Chyba tylko dla lepszych statystyk. Prokurator podobnie. Nie ma znaczenie jakie wysunie oskarżenie, albo sędzia, jaki wyda wyrok. Przecież rzecznik prasowy będzie się tłumaczył (a.. przeholowałem. Rzecznik musi mieć wykształcenie, przecież „się” tłumaczy).

_____

Doskonale pamiętam lata osiemdziesiąte. I doskonale pamiętam skandowane „Precz z komuną”, na różnych pochodach, demonstracjach i wiecach. Doskonale też pamiętam kto skandował najgłośniej i najskuteczniej: górnicy, kolejarze i studenci. Dziś, walczący z komuną górnicy mają ultra komunistyczne przywileje. Kolejarze bronią jak niepodległości komunistycznych dobrodziejstw branżowych, albo godzą się na ich zamianę za 720 zł. Niech pęknę, jeśli jakiś kolejarz, przejeździ „turystycznie”, bo „z” i „do” pracy jeździ za darmo, 720 złotych. Studenci z kolei nie wyobrażają sobie studenckich ulg na przejazdy i studiów za darmo nawet na pięciu kierunkach jednocześnie. Jakieś takie dziwne wychodzi u nich wszystkich „precz z komuną”. Uczciwiej by było, gdyby dziś wołali: „Ej wy! Przecz z komuną – dla Was, bo dla nas, jak najbardziej ma obowiązywać!”.

andy lighter

7 comments on “Odpowiedzialność, czyli „to nie ja”

  1. O jakiej odpowiedzialnosci mozna mowic w tym kraju jesli nie ma kionsekwencji dzialania i wszystko rozchodzi sie po kosciach. Wszystkim wszystko uchodzi plazem i nie ma ani sprawiedliwosci ani praworzadnosci ani tez nadzieji, ze cos sie zmieni. Brutalna prawda ale najprawdziwsza

    • andy lighter pisze:

      To niestety prawda Romanie. Nie ma odpowiedzialności „instytucji” wobec obywateli. I niestety, podobnie jak Ty, nie przewiduję tutaj jakichś zmian na lepsze.
      Takie status quo tym „instytucjom” zdecydowanie pasuje. Przerobiłem to niedawno na własnej skórze: ZUS okradał mnie przez piętnaście lat i… jest niewinny. Za swoje błędy może odpowiadać jedynie do trzech lat wstecz – takie jest prawo. Po prostu, zamienili osoby i mnie wypłacali mniejsze świadczenie, a komuś innemu większe (taka zamiana, jak trupów smoleńskich w trumnach), czyli, ja straciłem, ale ktoś zyskał moim kosztem. A ZUS… wychodzi „na zero”.

  2. Ot, ja pisze:

    – „W Polsce „odpowiedzialność” jest bardzo ważną wartością. Tyle że odpowiedzialność obywateli, wobec instytucji państwowych i usługowych. Odpowiedzialność w drugą stronę, jest praktycznie incydentalna.” I tu zgadzam się z Tobą. Obywatel wymaga sprawnej i rzetelnej obsługi przez instytucje państwowe, takie jego prawo, takie ma oczekiwania. I słusznie. Ale za chwilę ten „obywatel” idzie do pracy i staje się „instytucją państwową”. I zdarza się, że zapomina o odpowiedzialności, bo „instytucja” go wybroni. Bo takie procedury, bo przepisy niejasne, bo nawał pracy, bo czasem „obywatel” dupę zawraca, bo… To jesteśmy MY. Tak już mamy. Może zbyt rzadko bijemy się we własne piersi, a punkt widzenia zależy od punktu siedzenia? Nie wiem.
    A w sprawie ukradzionych (bo przecież tak to jest) pieniędzy przez komornika, nie słyszałem, żeby „instytucja” po odkryciu pomyłki, zwróciła je. „Obywatel(ka)” będzie musiała, zdaje się, powalczyć o SWOJE. I tu procedury będą najważniejsze. Masz rację, niestety.

    • andy lighter pisze:

      Z tym punktem widzenia, zależącego od punktu siedzenia, to oczywiście masz rację. Bo tak już mamy (my). O to jednak chodzi, ze im więcej ludzi to zrozumie, tym szybciej może to się zmienić.
      Jednak dość często jest tak, że jeden pracownik, będący w pracy instytucją, „rozumie” inną instytucję, bo „zna ten ból” – czyli instytucjonalną niemożność, albo niechęć, albo wygodnictwo.

  3. „Precz z komuną!”

    Studia kończyłem wieczorowo u schyłku tejże komuny. Miałem szczęście, że w odpowiednim czasie zdecydowałem się by „odrobić błędy młodości” – bo dziś musiałbym płacić. Ale również szczęście, bo w tym okresie wykładowcy już bezpardonowo rozprawiali się z tym systemem.

    Na tychże studiach ekonomii uczył mnie prof. Piotr Dominiak (dla mnie autorytet w tej dziedzinie). Nie ograniczał się tylko do czystej teorii. On to wytłumaczył nam podstawową różnicę między naszym systemem a demokracją, tą zachodnią. Otóż różnica ta polegała na podstawach systemu prawnego. Każdy system opiera się na zdefiniowaniu podstawowych praw i podstawowych obowiązków.

    W komunizmie prawo określało obowiązki obywatela i prawa państwa. Obywatel miał obowiązek np. pracować, służyć w wojsku i głosować bez skreśleń. Państwo miało prawo np. dać obywatelowi paszport.

    W demokracji całe prawo (oczywiście w teorii) opierało się na na prawach obywateli i obowiązkach państwa.

    Nasze dzisiejsze problemy wynikają z tego, że po 89 roku zmieniono szereg aktów prawnych, ale nie zmieniono powyższej fundamentalnej zasady. Dlaczego? Podejrzewam, że dlatego, iż taka zmiana radykalnie obniżyła by satysfakcję ze sprawowania władzy. Który z naszych „wybrańców” dobrowolnie zgodzi się być naszym „służącym”?

    • andy lighter pisze:

      No i mądry był ten profesor, to jasne.
      A ostatnie pytanie z komentarza, powinno być podstawowym pytaniem np. dziennikarzy do polityków, czy wyborców do wybieranych.

  4. Tetryk56 pisze:

    Andy, nie sposób nie zgodzić się z całym wpisem – ale ostatni akapi, to samo sedno!

Możliwość komentowania jest wyłączona.