Emigracyjni patrioci – nie przepadam

Cała masa ludzi, emigrantów politycznych, abo uchodźców – to lepiej brzmi została, „zasłużonymi” dla Rzeczypospolitej. Zasłużonymi i zadośćuczynionymi po ’89. Ordery, zaszczyty, nagrody. A ja ich nie lubię. Wszystkich.

Jan Nowak Jeziorański, naczelny patriota Polski. Tylko, że ja, taki „nijaki patriota”, bo za mały, choć robiłem Solidarność, choć zyłem w tym pieprzonym PRL-u, i… co niewiarygodne, nie miałem żadnej teczki, choć „na komendzie bywałem”, zebrać swoje pały, mam się nijak do wielkiego patrioty Jana Józefa Jeziorańskiego.

Co nas różni? To, że ja żyłem sobie i działałem w małej mieścinie. Że pracowałem jako robotnik, po trzysta godzin miesięcznie, żeby wyjść na swoje (i wychodziłem). Pan Jeziorański, siedząc w ciepłym studio radiowym opowiadał mi, co powinienem zrobić, jak powinienem postąpić, kiedy jestem, a kiedy nie, patriotą. Ja zarabiałem, urobiony jak niewolnik parę złotych, pan Jeziorański prał min mózg rozpływając się w niemieckim bogactwie za niemieckie marki.

Z innymi było podobnie: Czesław Miłosz – wielki człowiek, nie splamił się, tak jak Szymborska, peanami na cześć Generalissimusa. Tylko, że… nie musiał. Nikt dzisiaj nie chce o tym pamiętać. A Szymborska pewnie musiała. Po to, żeby żyć. Po to, żeby później napisać to, co napisała. Bo ona była tutaj. Mogła z palcem w nosie być gdzie indziej, ale była tutaj. Albo inni Giedroiće. Willa, gosposia, sekretarka, karwianie i płodzenie –patriotycznych myśli, „nakazów” i  postaw prawdziwych Polaków. Za francuskie pieniądze, na francuskim garnuszku, we francuskiej willi…

Wreszcie… „Prezydent na uchodztwie”. Z całym szacunkiem dla ekshumacji i ponownego pochówku, kto to był? Prezydentem czego, że spytam? Jeziorański, co by nie mówić, po „niepodległości” wrócił do kraju. A pan prezydent? Angielskie pieniądze, angielskie stanowisko, angielskie honory, angielskie nicnierobienie – reprezentacja, za… właśnie, za co? Niech mi ktoś to łaskawie wytłumaczy. Oddał i słusznie, insygnia władzy pierwszemu prezydentowi wolnej Polski. Bardziej po tym widziałbym go jako społecznika, byłego działacza pobierającego angielską emeryturę, niż pouczacza mnie, Polaka, który pięćdziesiąt trzy lata przeżył tutaj. Z całym złym i dobrym dobytkiem inwentarza. On, z całym szacunkiem, podobnie jak Jeziorański, Giedroić, Miłosz, nie mieli bladego pojęcia, co tu jest, jak tu jest i o co tu chodzi. A chodziło o to, żeby żyć. Żeby kupić mleko, żeby iść do pracy i wrócić, żeby zarobić pieniądze, wysłać dzieci do szkół – polskich liceów, wyższych uczelni…

Gotuje się we mnie, kiedy słyszę o „nadludzkim patriotyzmie” wielkich osobowości, np. takich, które wymieniłem. Z przyjemnością, za ich pieniądze, standard życia i „patriotyzm”, będę Wam kadził co tylko chcecie. Czy to w jakiejś niemieckiej radiostacji, czy w podparyskiej willi, czy domu na kalifornijskiej skarpie nad Oceanem Spokojnym.

 Jak łatwo się pieprzy, kiedy „mnie to nie dotyczy”, i w dodatku, za to pieprzenie dostanę pieniądze.

andy lighter

37 comments on “Emigracyjni patrioci – nie przepadam

  1. Miraska pisze:

    Brawo, brawissimo !!! Doskonałe spostrzeżenia, doskonały tekst i pełna racja !!! Kudy Kaczorowskiemu do np. Sikorskiego, który ratował jak tylko mógł. Nie siedział na dupie, ale za to był przeklinany, bo gadał ze Stalinem. A co miał robić, by ratować żołnierzy??? Ktoś musiał gadać. Mnie także wściekają ci „patrioci” z bożej łaski :-(. Trzeba było być TU, żyć TU i działać TU w Polsce. Oj, zaczynam się wściekać, pora kończyć komentarz. Ściskam Cię serdecznie :-)))

    • andy lighter pisze:

      Dzięki Mirasko 🙂

    • Eva70 pisze:

      Mirasko, przykro mi, że to napisałaś. Przeczytaj choćby tylko życiorysy Kaczorowskiego i Sikorskiego w Wikipedii, porównaj ich daty urodzenia!, miejsca pobytu w chwili wybuchu wojny! oraz dokonania każdego z nich. Ich życiorysów nie da się porównać! Uczucia i emocje nie zastąpią wiedzy.
      A Andy w podobny sposób jak Zdzisława Antoniego Jeziorańskiego – Jana Nowaka, Miłosza i Giedroycia powinien „rozliczyć” Mickiewicza, Norwida, Słowackiego i Chopina – oni też żyli na emigracji, a cała emigracja po powstaniu listopadowym była na żołdzie francuskim!
      Co do Szymborskiej też się myli – młodziutka poetka, która doświadczyła okropności hitlerowskiej okupacji, na dodatek zakochana w poecie-komuniście Adamie Włodku, za którego wyszła za mąż, po prostu uwierzyła w nowy lepszy świat, w miarę poznawania komunizmu utraciła tę wiarę, bo była uczciwa! Nie ona jedna przeszła taką drogę, co mnie zupełnie nie dziwi, bo taki wybór po piekle, jakim była okupacja nie powinien dziwić nikogo.

    • spoko-jny pisze:

      Zgodnie z tym co napisał Andy to Sikorski to w czasie wojny siedział sobie za biurkiem , a taki Kaczorowski w łagrze dostawał ciegi . Wiec według niego kudy Sikorskiemu do Kaczorowskiego.
      Niedpodziewałem sie po Mirasce takiego głupiego porównania.

      • andy lighter pisze:

        Ależ jesteście niesprawiedliwi, Evo i Spoko-jny. Pozwolcie, że odpowiem Wam razem, choć spróbuję „oddzielnie”. Nie chodzi przecież o to, że Prezydent siedziała w łagrze, a Sikorski nie. Chdzi o… ‚później”,, o… „w Polsce Ludowej”, itd., itd., itd. Nie mam zamiaru Panu Kaczorowskiemu odbierać jego „Polski”. Jednak, czy kłamię Spoko-jny o tym wyborze i tej szklaneczce whisky? Kilkaset tysięcy ludzi, W POLSCE!!! o mało nie wybrała na prezydenta biznesmena z Ameryki, Kanady i Peru. A tymczasem, kilku gości, jakby nigdy nic, wybrało sobie… przedstawiciela. Przedstawiciela czego, że spytam? Bo uchodźstwo… to dinozaury jakieś. Chyba.
        Evuniu, Mickiewicz. Norwid Słowacki i Chopin, uszli z Polski, bo gdyby nie uszli, to… by ich nie było. Zatłukli by, zabili i tyle. Może i zabili by Jeziorańskiego, w latach pięćdziesiątych, nie wiem, ale później… nie sądzę.
        A Szymborska jest dla mnie dowodem, że tylko krowa nie zmienia poglądów. Właśnie ona jest najleprzym przykładem tego, że człowiek uczy się, doświadcza, całe życie.

        • spoko-jny pisze:

          A kto miał wybierać prezydenta na uchodztwie? Pewnie powinni rozpisać wybory w kraju?. Skoro przedstawiciele wybrani przez nas uznali i przyznali że chcą przejąć spuścizne po prezydentach na uchodztwie , to czy Ty nie robisz durniów z panów Mazowieckiego Wałesy i innych którzy przyczynili sie do przyznania Kaczorowskiemu honorów należnych byłemu prezydentowi.

        • Eva70 pisze:

          Połączyłeś mnie ze Spoko-jnym, z którym na ogół skrajnie się różnimy, ale niech będzie. Mnie nie chodziło o to, że Kaczorowski siedział w łagrze a Sikorski nie siedział, szło mi tylko o to, że ich NIE MOŻNA PORÓWNYWAĆ z każdego punktu widzenia, bo różnili się wiekiem, stanowiskiem, a także różniło ich miejsce i czas, gdyż większość dorosłego życia prezydenta Kaczorowskiego przypadła na okres powojenny, kiedy ani jeden ani drugi (gdyby żył) nie nieli żadnego wpływu na losy kraju. Mówienie zaś o dostatnim i słodkim życiu na emigracji zarówno Kaczorowskiego, jak zwłaszcza Miłosza i Jeziorańskiego świadczy tylko o niewiedzy. Miłosz przez wiele lat musiał się ukrywać w obawie przed porwaniem czy zamachem na życie (takie przypadki się wówczas zdarzały), był rozdzielony z rodziną, kilka lat nie widział syna urodzonego w Ameryce, potem latami zmagał się z jego chorobą i chorobą żony, a zanim został profesorem w Berkeley cierpiał prawdziwy niedostatek. A życie dyrektora Radia Wolna-Europa stale było zagrożone, w obawie przed ewentualnym porwaniem i szantażem zdecydowali się z żoną nie mieć dzieci i chociaż pewnie nie mieli trosk materialnych, to ja nie chciałabym być na ich miejscu. A Kultura Giedroycia z pewnością nie opływała w dostatki, ciągle musiał żebrać o pieniądze u niezbyt hojnych polskich emigrantów. Inni? Np. gen. Maczek był portierem w hotelu i może nawet stać go było na popijanie whisky, ale jemu też tego nie zazdroszczę. Ja w stosunku do tych ludzi będę odczuwała dozgonną wdzięczność. Dzięki nim miałam możność poznawać literaturę emigracyjną, dowiadywać się o tym, co ukrywały środki masowego przekazu PRL, uczyłam się myśleć niezależnie i nie byłam skazana na propagandę PRL-owską, znałam J. Mieroszewskiego, W. Odojewskiego, T. Nowakowskiego, A. Bobkowskiego, W. Gombrowicza, Hemara i in. Gdyby po wojnie wrócili oni do kraju wielu trafiłoby do więzień, a inni pracowaliby w sółdzielni wyrabiającej szczotki czy też innym tego rodzaju „przedsiębiorstwie”. Jestem również pewna, że albo nie doszłoby w ogóle do Sierpnia, albo bylibyśmy do niego jeszcze gorzej przygotowani.
          PS. Mnie polityczne wybory naszych emigrantów z Jackowa czy Greenpointu też złoszczą, ale większość głosujących na cudotwórcę z Peru to byli nasi „wewnętrzni emigranci”, ci sami lub podobni do tych, którzy głosują na cudotwórcę z PiSu, bo zaiste musi on być cudotwórcą, skoro przy swoich „warunkach” zdobywa serca aż tylu wyznawców.

  2. wjaf pisze:

    Witaj Andy
    Dzięki za ten tekst. P.Kaczorowskiego nie uważałem za Prezydenta, bo któż go wybrał? Grono londyńskich Polonusów, które prawem kaduka zawłaszczyło insygnia władzy, podczas jednej z nasiadówek przy szklaneczce whisky, odbywających się co dwa tygodnie.
    Z sześciu tzw prezydentów na uchodżctwie trzech zmarło w biurze (Wikipedia). Czyżby tam mieszkali?
    Za chwile posypią się na Ciebie gromy, więc pamiętaj, nie ty jeden masz takie zdanie na temat przejawów naszego patriotyzmu. Równie przaśny i ludowy, jak katolicyzm. Ot bibułki na potach jak ksiądz sufragan przejeżdza.
    Pozdrawiam

    • andy lighter pisze:

      Dzięki Wjafie, dobrze wiedzieć, ze jest nas więcej. A że się posypią,… domyślam się.
      Gotuje się we mnie, jak chodzi się koło tych ludzi „na paluszkach” i określa niemal świętymi.
      Pozdrawiam również Wjafie 🙂

  3. Choc sam jestem emigrantem lecz nie politycznym a ze swiadomego wyboru standardu i formy zycia , podzielam Twoj poglad w calosci.Wielu, ktorzy zostali w kraju nad Wisla z narazeniem zycia swojego i swojej rodziny dokonywali tymi czy innymi bezposrednimi czynami przemiany daleko idace w rzeczywistosci Polski.
    Gdzies ktos buczal daleko od kraju do mikrofonow, ponoc zbieral donacje, wspieral moralnieni i werbalnie, pisal wierszyki i zgrozy proce ale czy to tak Polakom nad Wisla w walce o wolna Polsce pomoze?
    Lubie czytac milosza ale nie wiecej niz 30 minut dziennie, Jezioranski do zludzenia przypominal mi te skostnilal strukture lesnych dziadkow z KOngresu Polonii Amerykanskiej i tch wieczorow przy kominku i pierdolenia od rzeczy ze szklanka whisky w reku plus ta bufonada itd itp.
    BRACIE! Brawo za tresc i forme wyrazu mysli! DOSKONALE! 🙂

    • andy lighter pisze:

      Dzięki Romanie. Trochę się obawiałem to napisać, właśnie dlatego, żeby tacy ludzie jak Ty, nie brali tego do siebie. Przecież nie mam nic do emigracji. Mam natomiast do emigracji „pouczającej”, wyznaczającej co powinienem i dlaczego, bo oni wiedzą lepiej, za „duże zagraniczne pieniądze”. Dla mnie prawdziwymi bohaterami są ludzie typu: Frasyniuk, Mazowiecki, Wałęsa, czy Kuroń. Na Frasyniuka wylewa się dziś całe cysterny pomyj, za to, że… jest bogaty. Chociaż w czasach słusznie minionych był robolem. Jego geniusz polegał nie na tym, że się wykształcił, ale na tym, że wiedział, że trzeba coś zrobić i jak przyszło co do czego, zrobił. Prawdziwy patriotyzm polega (patrz: Frasyniuk) zrób coś dla kraju i dla siebie jednocześnie. Nie dla kraju bez siebie, nie dla siebie bez kraju. Jedno i drugie, to powoduje mój szacunek.
      Pozdrawiam i dziękuję Romanie 🙂

  4. mirek pisze:

    Życiorys

    Zdzisław Jeziorański największe zasługi i sławę zdobył jako „Jan Nowak”. Pod tym okupacyjnym pseudonimem prowadził wojenną działalność kurierską a w latach późniejszych używał go także przed mikrofonami Radia Wolna Europa. Był synem Wacława (zm. 1918), urzędnika Towarzystwa Ubezpieczeniowego „Przezorność” i Elżbiety z Piotrowskich (zm. 1975).

    Urodził się w nocy z 2 na 3 października 1914 w Berlinie[2] (w piśmiennictwie znaleźć można błędną informację podającą jako jego miejsce urodzenia Warszawę[2]).
    Lata przed II wojną światową

    Uczęszczał do Gimnazjum Państwowego im. Adama Mickiewicza w Warszawie (był w jednej klasie z Janem Kottem i Ryszardem Matuszewskim). Po ukończeniu studiów ekonomicznych w 1936 r. był starszym asystentem w katedrze ekonomiki Uniwersytetu w Poznaniu. 29 czerwca 1937 ukończył Szkołę Podchorążych Rezerwy Artylerii im. Marcina Kątskiego i został skierowany do odbycia dalszej służby wojskowej w 2 Dywizjonie Artylerii Konnej im. Józefa Sowińskiego. Jako bombardier podchorąży artylerii, w 1939 został wzięty do niewoli przez Niemców na Wołyniu.
    Okres wojny

    Od czerwca 1941 w ZWZ (przemianowanym w 1942 na Armię Krajową). Brał udział w Akcji „N” – zakonspirowanej komórce rozprowadzającej materiały propagandowe, których celem było obniżenie morale żołnierzy niemieckich. W 1940 zadebiutował, jako publicysta polityczny drukując w podziemnym wydawnictwie „Znak” esej o Konstytucji 3 maja.

    W 1943 zgłosił się, jako ochotnik, na funkcję kuriera AK do władz polskich poza krajem: pod przybranym nazwiskiem „Jan Kwiatkowski” został wysłany do Poselstwa Polskiego w Sztokholmie. Po przekazaniu poczty powrócił do kraju. Po sukcesie tej wyprawy, powierzono mu znacznie poważniejszą funkcję, bowiem jako emisariusz (por. przyp. 1) miał dotrzeć do rządu RP w Londynie. To właśnie na potrzeby tej misji przybrał pseudonim „Jan Nowak”. Wyruszył w 1943 roku. W Anglii odbył rozmowy zarówno z przedstawicielami rządu polskiego jak i władz angielskich, w tym z premierem Winstonem Churchillem (marzec 1944)[3].

    W latach 1940–1942 zatrudniony w Komisarycznym Zarządzie Zabezpieczonych Nieruchomości w Warszawie, pełnił funkcję nadkomisarza odpowiedzialnego za bezprawne przejmowanie majątków pożydowskich. W okresie powojennym Nowak-Jeziorański zaprzeczał kolaboracji z niemiecką administracją okupacyjną, twierdząc, iż do pracy w Kommisarische Verwaltung został skierowany w 1941 roku przez Polskie Podziemie. Według adwersarzy, Nowak kontakty z podziemiem Nowak-Jeziorański nawiązał dopiero w czerwcu 1941 roku, czyli po roku od rozpoczęcia pracy w Zarządzie. Nowak-Jeziorański wytaczał swoim oponentom szereg procesów o zniesławienie – ostatecznie, w dniu 2 lipca 1975 r., Sąd Krajowy w Kolonii (RFN) wyrokiem nr 78 0 00/75, potwierdził, iż Nowak-Jeziorański był oficjalnie i urzędowo zatwierdzonym nadkomisarzem wyżej wymienionego Zarządu w latach 1940–1942. Jan Nowak-Jeziorański nie zaprzeczył przed sądem tym oskarżeniom, ani nie wniósł odwołania. Ta sprawa była jednym z głównym powodów odwołania go z funkcji szefa Polskiej Sekcji RWE.

    Z Anglii został przetransportowany do Włoch. W nocy z 25 na 26 lipca 1944, lecąc na pokładzie samolotu, który wyruszył z bazy lotniczej w Brindisi, wylądował w pobliżu Tarnowa (ten sam samolot zabrał na pokład szczątki rakiety V-2 i kilku polskich polityków – akcja Most III), a następnie dotarł do Warszawy jako ostatni emisariusz przed wybuchem powstania warszawskiego[4], a w przeddzień kapitulacji, działając z rozkazu komendanta AK gen. Tadeusza Bora-Komorowskiego wyruszył do Londynu, wywożąc setki dokumentów i zdjęć. Jako emisariusz Armii Krajowej zyskał sobie przydomek Kurier z Warszawy. Używał wówczas fałszywych dokumentów, w których występowało nazwisko Jan Nowak oraz data urodzenia 15 maja 1913 roku, później często błędnie podawana jako faktyczna data urodzin Zdzisława Jeziorańskiego.

    Podczas powstania warszawskiego wziął ślub z Jadwigą Wolską, łączniczką „Gretą”. Ich ślub był odprawiony w przerwie między pogrzebami. Trwał zaledwie 7 minut. Jadwiga Nowak-Jeziorańska zmarła w 1999 roku w Stanach Zjednoczonych.
    Okres emigracji po 1945

    Po wojnie pozostał na Zachodzie, mieszkając w Londynie, Monachium i Waszyngtonie. W latach 1948–1951 pracował w redakcji polskiej brytyjskiej rozgłośni BBC. Jego działalność w Wielkiej Brytanii pomogła w uświadomieniu zachodniej opinii publicznej o skali zbrodni hitlerowskich na terenie Polski. Pracował wówczas dla BBC w Sekcji Polskiej[5]. Pod koniec 1951 roku podjął się kierowania Rozgłośnią Polską Radia Wolna Europa[6] Organizował ją przez kilka miesięcy, tworząc przede wszystkim zespół pracowników. Pierwsza audycja została nadana do kraju 3 maja 1952 roku. Rozgłośnią Polską RWE kierował nieprzerwanie do 1 stycznia 1976 r., kiedy to zastąpił go Zygmunt Michałowski (1918-2010).

    W związku ze sprawą podejrzeń, iż Nowak-Jeziorański kolaborował z nazistowskim okupantem w latach 1940-1941, pod naciskiem Senatu USA, został odsunięty z funkcji Szefa Polskiej Sekcji RWE. Przez 20 lat działał w Kongresie Polonii Amerykańskiej (dyrektor krajowy 1979–1996), był też konsultantem Narodowej Rady Bezpieczeństwa USA. Przez wiele lat był aktywny na forach polonijnych. Członek Polskiego Towarzystwa Naukowego na Obczyźnie (od 1985).
    Ostatnie lata życia w Polsce

    Po raz pierwszy po wojnie przyjechał do Polski w sierpniu 1989 na zaproszenie Lecha Wałęsy. Potem już regularnie odwiedzał kraj, aż do stałego zamieszkania w Polsce w 2002. Przez cały okres pobytu w Polsce, podobnie, jak na emigracji, zaangażowany był aktywnie w działalność polityczną.

    W wyborach prezydenckich w 1995 r. Nowak-Jeziorański poparł Lecha Wałęsę, uważając go za gwarancję kontynuacji prozachodniej polityki zagranicznej Polski. Został przez niego zaproszony do debaty telewizyjnej z Aleksandrem Kwaśniewskim, któremu wspólnie z Jerzym Markiem Nowakowskim zadawał pytania.

    W czasie kampanii wyborczej w 2000 był niechętny ponownej elekcji Aleksandra Kwaśniewskiego. Ostatecznie poparł kandydaturę Andrzeja Olechowskiego[7].

    Zwycięstwo Sojuszu Lewicy Demokratycznej w wyborach parlamentarnych w 2001 r. uznał za ważny krok w kierunku integracji z Unią Europejską i, mimo swego sceptycznego podejścia do lewicy postkomunistycznej, w wywiadzie dla polskiego radia powiedział: Ja mogę nie lubić tego rządu, ale on został wyłoniony w wolnych wyborach i jest moim rządem, bo jest rządem polskim[8].

    W lipcu 2002 r., po 58 latach emigracji, Jan Nowak-Jeziorański wrócił do Polski i zamieszkał na stałe w Warszawie, przy ulicy Czerniakowskiej 178a[9]. Nawiązując do tytułu książki Polska z oddali stwierdził wówczas: Przychodzi moment, kiedy nie wolno patrzeć na kraj z oddali. Dlatego postanowiłem patrzeć na Polskę z bliska[10].

    Od początku dyskusji o przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej angażował się po stronie integracji i był przekonany, że nie ma alternatywy dla integracji kraju z Unią[10]. Współpracował z instytucjami naukowymi i opiniotwórczymi szerzącymi idee jedności i współpracy europejskiej (Polska Fundacja im. Roberta Schumana i Instytut Studiów Stategicznych)[11][12]).

    W listopadzie 2002 r. prezydent Litwy Valdas Adamkus w uznaniu zasług Jeziorańskiego we wspieraniu Litwy w dążeniu do NATO nadał mu tytuł honorowego obywatela Litwy.

    Zabrał głos w debacie jaka rozgorzała na tle zaangażowania się Polski po stronie USA w konflikcie irackim. Według niego, samo wysłanie polskich wojsk do Iraku było błędem[13], ale kiedy już do tego doszło, Polska – jego zdaniem – powinna stanowczo domagać się od Waszyngtonu konkretnych korzyści w zamian za militarną pomoc w Iraku.

    Był m.in. współzałożycielem i prezesem honorowym Stowarzyszenia Pracowników Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa w Warszawie oraz współzałożycielem i honorowym przewodniczącym Rady Fundacji Kolegium Europy Wschodniej we Wrocławiu. Od 2004 r. we Wrocławiu wręczana jest corocznie Nagroda Jana Nowaka-Jeziorańskiego – jej pierwszym laureatem został Tadeusz Mazowiecki. Przewodnim mottem nagrody jest „myślenie o państwie, jako dobrem ogólnym”. Jej laureatami było wielu międzynarodowych mężów stanu.

    • andy lighter pisze:

      I wszystko dobrze. Nikt, absolutnie nikt, a tym bardziej ja (!!!) nie ma zamiaru odbierać mu jego zasług. NIEWĄTPLIWYCH ZASŁUG! Jednak czym innym jest wojna i jego absolutnie :nadludzkie” wyczyny, a czym innym uświadamianie milionów polaków (mnie też) z zagranicznego, ciepłego krzesełka. Nie odbieram JJJ jego zasług, ale przed nim stawiam ludzi typu: Wałęsa, Frasyniuk, Kuroń, Wujec. Oni byli TU I „TERAZ”. JJJ mógł spokojnie wrócić do Polski np. w połowie lat 80. Wtedy już nie polowano na ludzi i… niektórzy wracali. Z całym szacunkiem dla dorobku tego człowieka – niekwestionowanego, wolę tych „namacalnych”, „tutejszych” patriotów. Bieda u nich aż piszczała, chowali się po piwnicach, albo u dalszych znajomych, żeby ich nie narazić, i nie marudzili – zobaczyli szansę (okrągły stół) i z niej skorzystali mimo… marudzenia monachijskich, siedzących w willach i zarabiających dobrych :”parę marek” mędrców”.
      Pozostając z szacunkiem dla byłych dokonań, dlaczego nie poszedł dalej? Na zatracenia. W czasie wojny szedł na zatracenia, po wojnie, „postanowił odpocząć”? Frasyniuk nie odpoczywał. Kuroń też Jedyny emigrant, dla którego żywię absolutny szacunek to Jan Karski. On nawet dykcji angielskiej nie chciał się nauczyć. To jest jedyny człowiek, który „był nikim”, bo „… Polska”, słowem, czynem, myślą i… życiem. Nikt, żaden Jeziorański (mimo swoich absolutnych zasług), Miłosz, czy inni Giedroić’e nie dosięgną mu do pięt. Ale on był wyjątkowy. Cała reszta, by ła patriotami „za pieniądze”.

    • Roman Strokosz pisze:

      Po co ten zyciorys! Interesuje nas wszystkich okres konca lat 70-tych az do Okraglego Stolu.Szanowny autor wpisu dyskredytuje rzeczywisty wklad tych pomniejszych bohaterow kraju nad Wisla, a w rekach ktorych bylo formowanie dalszej wspolczesnej Polski. Ja niczego nie chce ujmowac Jezioranskiemu ale rzeczywista walka o wolna Polske to dzielo tych mniej lub bardziej znanych bohaterow zakorzenionych w Polsce
      Mam swoja opinie o polonii w Ameryce i w Anglii i ma swoj dosc krytyczny poglad na to wszystko ! Korzysci od Polonii tyle co z zeszlorocznego sniegu

  5. Stefan pisze:

    Nie ulega dla mnie kwestii, że mieliśmy bohaterów walki o wolność po obu stronach żelaznej kurtyny. Doceniając i stawiając na piedestale tych, co walczyli w kraju, trafiając jak nie dołek to do więzień, warto jednak docenić dzieło Giedroycia, gdyż wydawane przezeń książki i pisma trafiały do kraju i dostarczały informacji, których w „Trybunie Ludu” przeczytać nie można było, ani red. Bilik czy inny Woźniak w „dzienniku TV” nie przekazywali.To samo dotyczy Jana Nowaka-Jeziorańskiego, który ma piękną kartę z czasów okupacji, a potem kierował rozgłośnią, która też miała wpływ na to, że Frasyniuk, Wałęsa i inni wiedzieli z czym i o co walczyć.Ale jakie są emigracyjne zasługi Ryszarda Kaczorowskiego? Dalibóg nie wiem i dzisiejsze egzekwia nad jego trumną uważam za przerost formy nad treścią. O judzeniu przez bpa Dydycza nie wspomnę. Jest w kraju paru mądrych biskupów, a wybrali jednego z głupszych. Potrzeba chwili?
    Ale w ocenie tych, którzy tu w kraju codziennie walczyli jak umieli lub czasem musieli, żeby żyć, tworzyć podzielam zdanie Gospodarza w 100 %. I cieszę się, że inni myślą o tym podobnie jak ja.

    • mirek pisze:

      Też myślę tak jak Ty, ale trzeba docenić czyjąś osobistą odwagę gdy można było stracić życie.Tak samo ich dorobek w czasie pokoju. Łatwo teraz krytykować czyjeś postawy gdy się wie jak historia się potoczyła. Np.: Jeszcze dwadzieścia dwa lata temu nie słyszałem o parunastu obecnych patriotach, a jednak mają nimi być. Jakoś wtedy nie mieli odwagi postawić się ryzykując więzieniem, szykanami rodziny czy może i cichym zgonem. Dlatego tak trudno oceniać kogoś bez wiedzy w jakich warunkach działał. To działa w obie strony. Pozdrawiam

      • andy lighter pisze:

        Dzięki Stefanie. Dzięki Mirku. Podsumuję to tak: o biskupie Dydyczu nic nie… napiszę dzisiaj, bo… żółć mi się… W każdym razie nóż w kieszeni otwierając się, zrobił swoje.

  6. Zbyniek pisze:

    Andy pies dymał tych wszystkich hurapatriotów których wymieniłeś ale jak PiSduchy z Jarosława Marka Rymkiewicza vel Szulca robią dziś patriotę równego tym których wymieniłeś.
    To może się naprawdę nóż w kieszeni otwierać

  7. Piotr Opolski pisze:

    Zgadzam sie z Tobą i powtórzę za Zbyńkiem – pies dymał tych …../…/.
    Musze jeszcze cos dodać. Mamy spora grupke blogowiczów których źródłem wiadomości jest telewizja lub internet. Ci sa najmadrzejsi i wiedzą wszystko a posiadaja tylko jedna cechę – nie mieszkaja w Polsce. Podział na tubylców i emigracje może byc fałszywy ale przyznaję że do ich rewelacji podchodzę z pewnym dystansem.
    Mysle że czas zostawić w spokoju tych bohaterów poprzedniej epoki ale uważajmy kogo podnosimy na piedestał np. Czesław Miłosz jako Litwin o polakach miał zdanie wredne, Prezydent Kaczorowski na uchodźstwie sprawował swój urząd od 19.VII. 1989 do 22.XII.1990 r. a zachwyty jakby wyprowadził Polskę z komuny……. .
    Pozdrawiam

    • andy lighter pisze:

      Tak się zastanawiam Piotrze, żeby otworzyć n facebooku stronę sprzeciwu głosowania przez emigrantów. Ale trochę mam cyora, żeby się oi zagraniczni przyjaciele nie obrazili (chociaż piszą mi wprost, że wiedzą o Polsce tyle, ile im da polonijne radio, napędzane przez radio maryja. Ludzie naprawdę światli, ale subiektywnie nieświadomi. Cioś mi się zdaje, ze otworzę tę stronkę.
      Słyszałem też (na własne uszy – kilka opinii przy kieliszku) opinie, że zagłosujemy, żeby „były jaja”, bo mnie to nie… tyka. Ale mam głos i jadę „dla jaj”, a co mi tam.

      • Tetryk56 pisze:

        Popieram pomysł. My rodakom z Chicago Obamy ani Romney’a nie narzucamy; dlaczego oni mają wpływać na decyzje dotyczące naszego bytu?

        • andy lighter pisze:

          Dobre zdanie Tetryku. „Pożyczę” je sobie (do uzasadnienia), jeśli pozwolisz.

          • Ot, ja (Jurek) pisze:

            Moja rodzina w Stanach, już dawno podjęła decyzję o nie braniu udziału w polskich wyborach. Jakim prawem mają nam układać życie tutaj, będąc tam? To ich pytanie. Pytania o zasługi p.Kaczorowskiego są zasadne, a mały retusz miejsca śmierci, na grobie jest to Katyń (?), daje też trochę do myślenia.

          • Tetryk56 pisze:

            Jasne, cała przyjemność po mojej stronie 🙂

            • andy lighter pisze:

              🙂 Ładnie zaczynam żałować. Dostałem postrzelać. Ostro i… kurewsko min przykro, bo nie chciałem Jak to kurcze jest, że zanim człowiek coś powie, to „oni” już wiedzą co on powie.
              Starszy Dreptak mi napisał i… cholernie mnie boli. Bo go absolutnie szanuję.

      • marzatela pisze:

        Cóż, najprostsza byłaby tu zasada – tam gdzie płacę podatki, tam mam prawo wybierać ludzi, którzy będą je rozdzielać.
        Sentymentalna tęsknota za krajem jest wzruszająca, ale my żyjąc tu i teraz – musimy ponosić skutki tych sentymentów.

        • andy lighter pisze:

          Kombinuję Marzatelo nad stronką na FB. Nic takiego, ale będzie miło, jeśli się okaże, że nie jestem sam.
          Cieplutko pozdrawiam Marzatelko 🙂

    • Eva70 pisze:

      Piotrze, ja wprawdzie jestem Polką urodzoną w Warszawie a nie na Litwie, ale o większości Polaków mam zdanie równie „wredne”, a może nawet bardziej niż Miłosz. Nie jestem w tym odosobniona, podobne opinie mieli St. Brzozowski, Gombrowicz, Mrożek, że nie wspomnę o Kochanowskim i Słowackim, a mogłabym również zacytować parę „wrednych zdań” H. Sienkiewicza, który skądinąd krzepił serca. Przykro mi, że o Miłoszu wypowiedziałeś się tak, jak posłanka Sobecka. A Piłsudski też był Litwinem. Ostatnio w programie II PR przypominano „Pięknych dwudziestoletnich” M. Hłaski oraz „Szkice piórkiem” St. Bobkowskiego – oni też napisali wiele „wrednych zdań” o nas, ja jednak nazwałabym je raczej „gorzkimi”.

  8. andy lighter pisze:

    No, to takie sobie coś zrobiłem na facebooku. Przyanam, że mój tekst dał mi sporo do… złości, ale i sporo dumy (z samego siebie) mi przyniósł. Cieszę się, ze go napisałem:
    https://www.facebook.com/SamPosprzatamWSwoimDomu

  9. romskey pisze:

    Mocno i na temat, choć nie jestem aż tak radykalny w ocenie, gdyż mój ojciec posiada całą bibliotekę n/t działalności wymienionych panów i myślę że ich szanuje. Uważam że w grę wchodzi różnica pokoleń i inny sposób postrzegania zasług o których nawet tuż-powojenne pokolenia nie wiedziały zbyt wiele (pojawili się nowi bohaterowie).
    Zdecydowanie brakuje dziś równowagi, czujemy się niemal zmuszani do szanowania i bicia pokłonów tym o których nic nie wiemy. Ów szacunek wydaje się być ważniejszy niż przypominanie dokonań i tu pojawia się wyjaśnienie. Dla pewnych kręgów ten szacunek jest po prostu narzędziem, tak jak męczennicy są narzędziami kościoła. To nas oburza.
    Pozdrawiam

    • marzatela pisze:

      Możesz mieć rację z tą róznicą pokoleń. Niemniej jednak zupełnie czym innym jest jednak szacunek dla człowieka i jego czynów w przeszłości, a zupełnie czym innym dość mocno lansowana teza „należy mu się za zasługi”. Ktos, kto nawet miał zasługi i spanie na styropianie wcale nie gwarantuje, że będzie dobrym posłem, senatorem czy ministrem – tu akurat liczą się inne kompetencje. A u nas wszystkim zasłużonym trzeba zapewnić stanowisko.

      • Tetryk56 pisze:

        Ależ to stara, PRLowska tradycja! Po zakończeniu II WŚ dowódcy słusznej partyzantki i zasłużeni organizatorzy partyjni obejmowali wszystkie możliwe stanowiska, niezależnie od kompetencji…
        W odwilży popaździernikowej ruchy reformatorskie w partii głosiły hasło: „Socjalizm – tak, wypaczenia – nie!”. Jako niesłuszne hasło głoszone przez członków PZPR, odwracamy je diametralnie. I realizujemy :Socjalizm – nie, wypaczenia – tak!”>

      • romskey pisze:

        @Marzatelo

        Domyślam się że nawiązujesz w pewnym sensie do pogrzebu Kaczorowskiego i reakcji środowisk, które uznały że mają prawo domagać się. To zdarzenie rzeczywiście stworzyło mało przyjemną atmosferę wokół tematu. Z „kluczami stanowisk” jako źródłem wielu problemów w pełni zgadzam się.

  10. spoko-jny pisze:

    Nie wiem kto Ci prał mózg, i mówił jak masz postepować, ale na pewno nie Ci których patriotyzm negujesz.
    Jak słuchałem radia Wolna Europa to nie słyszałem co mam robic tylko jaka jest prawa o Polsce.
    strasznie Ci wspólczuje, tylko nie z powodu nie docenienia Cię tylko z powodu kompeksu jaki masz w stosunku do tych patriotów którzy jednak chyba wiecej wycierpieli niż Ty. Współczuje Ci z powodu wypranego mózgu

Możliwość komentowania jest wyłączona.